electronical waste in garbage can

W naszym cyklu artykułów dotyczących ekologii nadeszła pora na elektryzujący temat. Wielu zdaje sobie sprawę, że elektrośmieci wymagają specjalnego składowania i nie powinny lądować w pojemnikach do standardowej segregacji. Nie wszyscy jednak wiedzą, co stoi za koniecznością takiego specjalnego traktowania elektroodpadów i co się z nimi dzieje, gdy przestają służyć użytkownikom. W tym tekście postaramy się rozwiać te wątpliwości.

Elektrośmieci – definicja

Zacznijmy zgodnie z akademickim porządkiem, czyli od wyjaśnienia tytułowego terminu. Elektrośmieci to inaczej zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny (ZSEE), czyli zbędne lub popsute urządzenia zasilane na prąd, akumulator lub baterie. Czytając ten tekst, właśnie patrzysz na potencjalny elektroodpad. Oprócz monitorów, tabletów, projektorów, laptopów czy telefonów komórkowych, do elektrośmieci będziemy też zaliczać wszelkiej maści urządzenia RTV i AGD, ale także baterie, akumulatory oraz żarówki, świetlówki i LEDy.

Dlaczego ZSEE wymagają specjalnego składowania?

Jak wspomnieliśmy w nagłówku, tego typu odpady nie mogą być wyrzucane do standardowych pojemników (przypomina o tym symbol przekreślonego kosza na śmieci), a za pozostawianie ich w przydrożnych rowach, na łąkach czy w lasach możemy dostać karę grzywny do 5000 zł. Co skłoniło ustawodawcę do srogiego karania osób ignorujących zasady należytego wyrzucania odpadów? Z odpowiedzią przychodzi stara dobra znajoma z lekcji chemii – tablica Mendelejewa. Elektrośmieci zawierają pierwiastki szkodliwe dla organizmów żywych. Takimi substancjami są np. freon, ołów, rtęć, azbest, kadm, związki bromu. Mają one toksyczne właściwości dla ludzi, zwierząt i roślin, a ich przedostanie się do gleby lub wód gruntowych może mieć nawet śmiertelne skutki dla fauny i flory.

Demontaż elektrośmieci powinien odbywać się w zakładach posiadających odpowiednie atesty. Samodzielne rozbieranie sprzętów może negatywnie odbić się na zdrowiu.

Elektrośmieci – postępowanie godne pochwały

Co zatem powinniśmy zrobić, gdy mamy do czynienia z przepaloną żarówką, zepsutym smartfonem lub niepotrzebnym telewizorem? Opcji jest naprawdę sporo. Pierwszą z nich jest oddanie starego sprzętu do sklepu, w którym nabywamy nowe urządzenie. Większość sprzedających oferuje nieodpłatnie usługę odbioru. Drugą możliwością jest zawiezienie ZSEE do Gminnego Punktu Zbierania Odpadów/Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. Tam zepsuty sprzęt będzie przyjęty ze wszystkimi honorami. Osoby niemające możliwości oddania przedmiotu do takiego miejsca, mogą zanieść go do punktów okazyjnie odbierających śmieci. Niektóre miasta prowadzą tego typu mobilne zbiórki, a ich harmonogram można znaleźć w internecie lub urzędzie miasta/gminy. Mniejsze przedmioty, np. baterie, telefony, żarówki itd. możemy wrzucać do specjalnych pojemników dostępnych w marketach budowlanych czy dyskontach spożywczych.

Drugie dno z elektroodpadów

Z pozoru wszystko wydaje się więc proste. Zasady wyrzucania ZSEE są dość jasne, a możliwości oddania niechcianego sprzętu elektro jest naprawdę sporo – dla osób wykazujących minimalną troskę o przyrodę nie będzie to stanowiło najmniejszego kłopotu. Czym zatem ten temat zasłużył sobie na wyróżnienie w postaci artykułu? Zagadnienie segregacji ZSEE to jedynie widoczny na powierzchni tafli czubek góry lodowej. Prawdziwym wyzwaniem jest tutaj ilość generowanych odpadów, co bezpośrednio wiąże się z wolumenem wytwarzanych sprzętów, oraz niski poziom ich recyklingu.

Najlepszym przykładem są tu smartfony. Telefon w kieszeni każdego z nas to absolutny standard. Dla wielu ludzi synonimem sukcesu jest nie byle jaki telefon, ale najnowszy model. Producenci co rusz wypuszczają na rynek nowe serie, których parametry znacząco nie odbiegają od poprzednich wersji, a nachalne reklamy wciąż informują o kolejnych promocjach. W pogoni za sprzętem, o którym mówi się teraz w TV lub radio, kupujemy więc nowy telefon, mimo tego, że poprzedni model wciąż działa. Zakup nie jest aż tak szkodliwy dla portfela, bo często cena smartfonu jest rozłożona na raty w postaci abonamentu. W takim układzie niejednokrotnie w koszu lądują więc sprawne urządzenia.

To kamyczek do naszego konsumenckiego ogródka. Spory kamyk w swoim mają także producenci, tworzący sprzęty z zakładanym „terminem przydatności”. Inżynierom projektującym pralkę, telefon czy ładowarkę nie przyświeca cel stworzenia najtrwalszego przedmiotu, ale takiego wyrobu, który podziała 24 miesiące i padnie, a klient potulnie uda się do sklepu po nowy sprzęt. Produkcja rzeczy o ograniczonym czasie przydatności jest tajemnicą poliszynela. Inna kwestia jest taka, że do tworzenia elektroniki potrzeba mnóstwo energii niezbędnej do wydobycia metali, a to pozostawia znaczący ślad węglowy. Dla przykładu ok. 10% światowych zasobów złota zużywa się do produkcji urządzeń elektro.

W rezultacie naszego zachciankowego trybu życia i kupowania przedmiotów o określonej przydatności, generujemy coraz więcej elektroodpadów. Organizacja Narodów Zjednoczonych antycypuje, że do 2050 r. ilość elektrośmieci się podwoi! Dziś ZSEE stanowią 5% wszystkich odpadów i są najszybciej rosnącą frakcją śmieci w Europie.

Recykling częściową odpowiedzią

Z uwagi na ściśle określone procedury, przetwarzanie elektrośmieci jest drogie i trudne, a przez to wiele z nich wciąż trafia do krajów Trzeciego Świata, także na dzikie wysypiska, gdzie nikt nie martwi się normami utylizacji. Zalegające tam odpady elektryczne są zagrożeniem nie tylko dla ludzi pracujących przy ich obróbce, ale także dla przyrody. Wg ONZ tylko 20% ZSEE jest przetwarzana w prawidłowy sposób. Współcześnie, z recyklingu sprzętu elektronicznego najwięcej odzyskujemy aluminium, miedzi, szkła i plastiku.

Sprzęt elektroniczny i ekologia – jak to pogodzić?

Z punktu widzenia konsumenta pierwszorzędne znaczenie ma nieuleganie presji środowiskowej i kupowanie nowych urządzeń dopiero wtedy, gdy sprzęt jest już faktycznie nie do uratowania. Zamiast wyrzucać, starajmy się naprawiać. Zamiast kupować najnowszy model smartfonu, spróbujmy odkryć na nowo zalety obecnego telefonu.

Swoje do zrobienia mają też producenci. Chodzi o strategiczną zmianę myślenia i ekologiczne projektowanie przedmiotów, które będą dłużej służyć, a także będą łatwiejsze w recyklingu. Firmy zajmujące się utylizacją elektroodpadów powinny należycie je zabezpieczać podczas transportu i przechowywania. Z pomocą przychodzą im opakowania z serii Kaiman od Schoeller Allibert. To grupa pojemników sztaplowalno-gniazdowych zaprojektowanych z myślą o przewożeniu ładunków o wysokiej wartości. Cechuje je m.in. zintegrowana pokrywa, wzmocnione narożniki i możliwość zabezpieczenia ładunku plombą. Kaiman UN zdaje egzamin w masowej spedycji różnych typów akumulatorów, np. tych zasilających elektronarzędzia, hulajnogi elektryczne, rowery hybrydowe lub inne pojazdy. Jest to rozwiązanie bardziej ergonomiczne, praktyczne i oszczędne niż popularne w tej branży plastikowe beczki. Dodajmy, że w 2019 r. Kaiman został wyróżniony przez BVI certyfikatem bezpieczeństwa (No 190269).